Potwierdzam, mimo, że na rozkładzie ten pociąg nie jedzie ze składem na rowery, ale info mam od naszego zaprzyjaźnionego kierownika pociągu, że pakujemy się na ostatni skład i temat załatwiony Pogoda też, tylko weźcie kasę na przejazd i wio!
Zgodnie z zapowiedzią padać nie miało, więc nie padało. Na stacji spotkaliśmy się przed odjazdem pociągu. Tu jeszcze bez spóźnialskich: Pinia i Agi. Nie wiem czemu, ale zaplanowali dzisiaj całą trasę na samym końcu.
Punktualnie dwie minuty po czasie nadjechał pociąg i jak było ustalone, wsiedliśmy na koniec składu. Niektórzy nie pamiętają swojej ostatniej jazdy pociągiem, więc po minach widać, że jacyś tacy nieufni.
Kiedy już kupiliśmy bilety u przesympatycznej pani kierownik pociągu, było już spokojniej, niektórzy przestali ukrywać się w ubikacji i dołączyli do naszego przedziału.
Dojechaliśmy do stacji końcowej, czyli Kępna, wsiedliśmy na haki i jedziemy. Z daleka dwóch Sokistów krzyczało, że nie można jeździć po peronie rowerem. A mogli przecież zabić!
Przebiliśmy się przez obumarłą ósemkę i wróciliśmy do Kępna, żeby dalej podeptać ścieżką rowerową, gdzieś na Wieruszów.
Ścieżka się skończyła, zaczęły się schody. Albo piaski, jak kto woli. Woleliśmy wszyscy, oprócz Agi i Pinia. To jak jazda plażą, takie wprowadzenie w rajd bałtycki.
Przejechaliśmy piaski. No może nie wszyscy, bo Aga z Piniem postanowili je pozamiatać.
Okazało się w międzyczasie, że trochę zboczyliśmy z poprzedniej trasy i przez to te piaski. Ale wróciliśmy zaraz na znajomą już trasę i można było jechać dalej. W pewnym momencie Masakra jako przewodniczący dzisiejszego rajdu dał komendę, żebyśmy wszyscy ściszyli głośność, bo miło było posłuchać, jak pszczoły zbierają nektar z lipy.
Całkiem przyjemnym zagajniczkiem przesunęliśmy się w stronę słońca. Przejechaliśmy jak widać przez piękny tunel, który przyroda uczyniła z bliżej niezidentyfikowanych gatunków drzew. Robi wrażenie.
Po pokonaniu od stacji około 15 km czas na przerwę i zakupy. Gdzieś na 51.284, 18.127, czyli Kuźnica Skakawska.
Z Kuźnicy już tylko przebić się rondem przez martwą ósemkę, żeby wjechać w Wieruszów. Jest samolot, to na pamiątkę... pstryk.
Pożegnaliśmy Wieruszów i udaliśmy się w kierunku na Galewice.
Zapamiętaną ostatnio drogą jechaliśmy, żeby przeciąć za chwilę S8. Jak jechaliśmy w tamtym roku, to jeszcze nie była oddana do jazdy, no ale się trochę pozmieniało. Przywitała nas na końcu drogi siatka antyzwierzęca, ale człowiek też nie przejdzie.
Niektórzy pozawracali do pierwszej krzyżówki i dojechali do wiaduktu asfaltem, ale najprawdziwsze hardcory jechały lasem i ćwiczyły wszystkie partie mięśni. Muszę napisać do twórców endomondo, żeby dodali kategorię sportu: wnoszenie roweru po schodach na wiadukt.
Po chwili pokonaliśmy przeszkodę i mogliśmy kontynuować jazdę. Tu trochę zmieniliśmy trasę i pojechaliśmy inaczej niż ostatnio. Bliżej S8. Ominęła nas co prawda straż pożarna w Kakakaskach, ale przecieranie nowych szlaków stanowi większe wyzwanie.
I w sumie dobrze, bo widoki były całkiem przyjemne. Jednego z nas brakuje, bo jak widać po śladzie - wyskoczył przez muldę i zażył kąpieli. Nie mogę jednak doliczyć się, kto to.
Ciągnęliśmy tak obok ekspresówki, ale było co niektórym za monotonnie, że postanowili zebrać pieczątki z trasy. Krzysiu zebrał dwie. Na łokciu. Nie złożył się na zakręcie. Na szczęście nikt mu nie współczuł, ale za to skończyła się droga i pojawił się jakiś nasyp.
Okazało się, że to przejście nad S8 dla zwierzyny, a więc szybko szybko, póki nic na nas nie poluje. Zawsze moglibyśmy wytłumaczyć się, że jesteśmy łosiami, bo pobłądziliśmy.
Co chwila pojawiał się asfalt, by za chwilę zniknął.
A jak za chwilę zniknął to już tak na dobre, że aż amfibią byłoby ciężko przejechać.
Niektórzy na tę okoliczność wzięli ze sobą nawet buty do chodzenia po wodzie.
Mogło by się wydawać, że złapaliśmy już trasę bez niespodzianek, bo piękna szutrówka w lesie. Piniowi tylko wyskoczyła sarna, ale poradził sobie podobno, tak opowiadał.
Za chwilę jednak okazało się, że dwa ogrodzenia, między którymi jechaliśmy, zaczynają się zbliżać do siebie.
Dobrze, że to już XIV rajd w tym roku, to się przecisnęliśmy, bo na początku zbędne kilogramy mogłyby się przez tę siatkę przelać jak szynka w sznurku.
Pożegnaliśmy się za chwilę z jazdą przy S8, bo dojechaliśmy do Prusaka.
Jedyny sklep stąd do Czarnożył po naszej trasie znajduje się w Rysiu, więc jeszcze chwila i odpoczynek. Za nami już 40 km.
Po uzyskaniu przepustki i dokonaniu wszelkich formalności, można było wjechać na nieoddaną jeszcze do ruchu S8. W międzyczasie czekaliśmy na Pinia i Agę, bo lubili dzisiaj być z tyłu.
No to lecimy. Dla odmiany z wiatrem tym razem.
Przydałby się jakiś zjazd, ale na ekspresówce ciężko o coś takiego, więc jeszcze kawałek.
Zjechaliśmy w końcu i przez nasz ulubiony las delektowaliśmy się jego zapachem aż do Leniszek.
Z Leniszek wyjechaliśmy w Czarnożyłach, niektórych trzeba było wzmocnić batonem i jazda dalej, na Wydrzyn. Z Wydrzyna nowo wyasfaltowaną drogą na Staw.
Tu zaczęły się wyścigi, Masakra z Kitorem poszli pierwsi, Krzyś za nimi. Dalej ja i Dawid, a na końcu Piniu z Agą. Jako, że jedyna kobieta w dzisiejszym rajdzie, to sprawdziło się powiedzenie, że pier(w)si będą ostatnimi, czy jakoś tak.
Po rajdzie niektórzy jeszcze pewnie do kościoła, więc wypadało rowery wyczyścić.
Dzięki za dziś, a za tydzień, z tego co mi wiadomo Żabi Staw, Góra Świętej Genowefy i może jeszcze parę innych atrakcji. Jadą dzieci, więc zapraszamy słabeuszy
Pomógł: 53 razy Dołączył: 26 Sie 2006 Posty: 3747 Piwa: 39/17 Skąd: z Wielunia
Wysłany: 2014-06-18, 21:45
wersja graficzna
WFD.jpg
Plik ściągnięto 113 raz(y) 118,19 KB
_________________ "Przed skorzystaniem z forum zapoznaj się z treścią regulaminu dołączonego do niego bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą gdyż każdy post niewłaściwie napisany lub zrozumiany zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu."
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum